piątek, 12 marca 2021

Anna Ficner-Ogonowska - Zgoda na szczęście

J
akąż wyjątkową przyjemność daje poznawanie tej książki na blisko miesiąc przed oficjalną premierą, po dwóch poprzednich Zgoda na szczęście to kropka nad „i” jaką można sobie tylko wymarzyć. Znalazłem miłe odniesienie dla zarówno tej książki, jak też dwóch poprzednich, bez których ta nie będzie pełną, szczerą opowieścią. 
- Przesypując pomiędzy palcami miałkość świata, czasem zupełnie przypadkiem zostaje w dłoni malutki kamyk Szczęścia… -  słowa, o które swego czasu sam się pokusiłem w tym konkretnym odniesieniu stają się mottem przewodnim życiowych poszukiwań Hani i Mikołaja.
Przyznać się muszę, że zatrzymało mi się serce w lekturze. Gdzieś na półmetku przelała się czara mnogości uczuć, nadmiaru wrażeń, wrażliwości ducha, dawno niespotykana w lekturze, przenikające me myśli historia prosta. A jednak nie taka prosta, gdyż zawiłości leżące w naturze człowieka nie dają możliwości, aby im sprostać.
Wszystko, co było wcześniej, było proste i piękne, wszystko, co jest teraz ma niewyobrażalną w swej potędze uczuć i miłości, siłę. Szczególna kompozycja dźwięków urzekającej muzyki Michała Lorenca i wyjątkowych w swej szczególnej nucie słów Anny Ficner-Ogonowskiej. Przypadkowe zestawienie w jakże trafny sposób nadało sens odkrywanej stopniowo historii.
Nie spodziewałem się, że po Alibi na szczęście pojawią się dwie kolejne, zaskakujące książki, z których każda wnosi tak wielką dawkę myśli, uczuć i doznań, iż zaleca się dawkowanie wrażeń, w przeciwnym razie przytłuczone wzruszeniem serce może nie sprostać szczególnym w swej formie i postaci, emocjom. I tak, jak było już wcześniej, tak też teraz sposób narracji i opowieści sprawia, iż łakniemy tego, co będzie dalej, z każdą kolejną stroną zastanawiając się, jaką to niespodziankę przygotował Mikołaj dla Hani, jak Hania zwierzy się z pewnego sekretu Dominice, jak wreszcie ułożą się ich losy i czy Szczęście zagości na zawsze w ich sercach. Zgoda na szczęście subtelną klamrą spina wszystko to, czego do tej pory byliśmy świadkami.
Są książki, które się czyta z wysiłkiem, męcząc stronę za stroną, są też takie, których objętości w żaden sposób nie odczuwamy ciesząc oczy lekturą, łaknąc jej tak bardzo, że wszystko inne przestaje się liczyć. Bo jak to też kiedyś ująłem, nie sztuką jest pisać, aby pisać, sztuką jest przemieniać wodę w wino, wnosząc do świadomości czytelnika coś, co pozostanie w ich sercach i umysłach na zawsze. Jeśli nawet pierwsza książka pisana była do szuflady, to dobrze się stało, że ujrzała światło dzienne, bo bez tego nie byłoby tego wszystkiego, czego teraz jesteśmy świadkami. 
W formie puenty jedynie krótki, miły fragment, lekkość słowa autorki, Anny Ficner-Ogonowskiej nie ma sobie równych, onieśmielony wielce uspokajam oddech, aby pełne wzruszeń serce potrafiło sprostać temu, co wciąż przed nim.

- Trzymałam wtedy cały czas przed sobą tę różaną świeczkę od ciebie. Wiał wiatr, a ona ani razu nie zgasła. Gdy skończyła się msza, poszłyśmy z Dominiką do alei Jana Pawła. Tam ją zostawiłyśmy. Między torami tramwajowymi. Jestem przekonana, że nie zgasła. (…) Pamiętam, jak następnego dnia jechałam rano do pracy. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam na drodze. Nikt się nie śpieszył, nie trąbił, nie odgrażał. Muszę ci się przyznać, że ta pokora na ulicach wstrząsnęła mną bardziej niż przepłakana msza. Wiem, że coś takiego nigdy się już nie powtórzy.

Wiem z własnych, osobistych doświadczeń, że pisanie ma to do siebie, iż przychodzi samo, a wtedy możemy tworzyć tak pięknie i subtelnie, jak w cytowanym fragmencie, jak też w całej książce, ale to Alibi daje Krok ku Zgodzie na szczęście… czytanie w innej, niż przedstawiona kolejności może nie przynieść określonego efektu.

Pozostałe książki autorki:
Anna Ficner - Ogonowska, Zgoda na szczęście, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013

Brak komentarzy: